Kiedy umierał, miał zaledwie dwadzieścia pięć lat i
cztery miesiące. Inni wybitni poeci w tym wieku nie napisali jeszcze niczego
godnego uwagi. On już zdążył zasłużyć na nieśmiertelność.
John, jako najstarszy
syn właściciela londyńskiej stajni ukończył szkołę powszechną, a potem
przyszpitalne studium medyczne, które miało mu zapewnić posadę felczera.
Nauczyciel w szkole powszechnej podsunął zdolnemu uczniowi wiersze. Uczeń
rozsmakował się w nich i z czasem zaczął pisać własne.
Dojrzewał niezwykle
szybko – jako poeta i jako człowiek. To
dojrzewanie przyspieszyła żarliwa, choć niezbyt szczęśliwa miłość do Fanny
Brawne. Keats zaczął pisać świeżo i z polotem. Jego poezja tchnęła oczekiwaniem
na przebłysk piękna, który wstrząśnie wrażliwym twórcą.
Jego poemat „Endymion”
z 1818 roku wręcz rozsadzają wizje wywiedzione z wyjątkowo bogatej i
oryginalnej wyobraźni młodego twórcy. Ten rozmach wyraźnie dotknął londyńską
krytykę literacką, która grzmiała, iż syn właściciela stajni nie ma prawa
wdrapywać się tak zuchwale na poetycki parnas. Do tych problemów dołączyły
kłopoty materialne, a około 1820 roku dotknęła go dziedziczna w jego rodzinie
gruźlica.
Keats wiedział, że zostało mu niewiele czasu, dlatego pracował
wytrwale i w skupieniu. Choroba czyniła tymczasem zatrważające postępy. Wiersz
„Jasna gwiazda” stał się pożegnaniem życia. Zmarł w Rzymie 1821 roku.