poniedziałek, 7 stycznia 2019

Ostatni rejs „Temeraire”, 1839 r.

William Turner był wybitnym pejzażystą. Szczególne mistrzostwo wykazuje w sposobie przedstawiania rozmaitych zjawisk atmosferycznych i świetlnych. Świadczy o tym również Ostatni rejs Temeraire, gdzie woda i niebo mają tę samą barwę złota. William Turner prawdopodobnie nie był bezpośrednim świadkiem odholowania do stoczni statku, którym niegdyś dowodził bohaterski angielski admirał Horatio Nelson. 

Przeczytał o tym wydarzeniu w prasie i rozwinął skrzydła wyobraźni. Dlatego żaglowiec wygląda tu nieco inaczej niż to zazwyczaj bywało w przypadku statków przeznaczonych do demontażu – ciągle bowiem jeszcze posiada maszty i olinowanie. Uważa się, że Ostatni rejs jest alegorią życia ludzkiego, a właściwie jego schyłku. 

Biały kolor statku odnosi się do śmierci. „Temeraire” wygląda jak duch, zwłaszcza w kontraście z ciemną bryłą holownika, który prowadzi go do stoczni, gdzie żaglowiec ma zostać rozebrany. Fakt, że cała scena rozgrywa się o zachodzie słońca, można także rozumieć jako odniesienie do momentu odejścia, pełnego smutku, niezależnie od tego, czy rzecz dotyczy statku, czy człowieka. Obraz stanowi też zapewne swoisty symbol przemian cywilizacyjnych. Odholowany „Temeraire” symbolizuje koniec epoki żaglowców, a holownik – początek wieku pary. 

Wspaniała, majestatyczna sylwetka żaglowca pokornie podąża za przysadzistym, niezbyt urodziwym holownikiem. Poezja i marzenia ustępują wobec prozy i użytkowości. Sam Turner bardzo wysoko cenił ten obraz i za żadne skarby nie chciał się go pozbyć. Wszystkich zainteresowanych starał się zniechęcać, podając znacznie zawyżoną cenę. Podobno mówił o tym płótnie „moje kochanie”.