czwartek, 5 maja 2016

7 maja mija 149 rocznica śmierci Władysława Stanisława Reymonta





Bóg mi przeznacza /by mnie śpiewacza/ dola spotkała – rymował 13-letni Władysław po tym, jak ojciec wysłał go do Warszawy na naukę krawiectwa. A tymczasem młody Reymont W Warszawie zasmakował nie w krawiectwie, lecz w literaturze. Spędzał całe dnie w ławce katedry warszawskiej, spisując w ciszy własne obserwacje. A gromadził je jako członek wędrownej trupy teatralnej, urzędnik kolejowy, handlarz drewnem, pomocnik geometry czy sprzedawca dewocjonaliów. Tak często przymierał wówczas głodem, że nabawił się nawet zapalenia kiszek. Nie rozstawał się jednak z zeszytem, w którym notował najrozmaitsze wrażenia dnia codziennego.





Przenosił je na karty pierwszych powieści: Fermentów i Komediantki, a przede wszystkim – Ziemi obiecanej. „To życie i tamten świat łódzki porywa mnie różnorodnością żywiołów, brakiem wszelkich szablonów, rozpętaniem instynktów, nieliczeniem się z niczym, potęgą żywiołową prawie …” – pisał. Kiedy powieść zaczęła się ukazywać w „ Kurierze Codziennym”, pismu w samej tylko Łodzi przybyło tysiąc prenumeratorów. A wydawca, renomowana spółka „ Gebethner i Wolff”, która powieść zamówiła, wielkodusznie podniosła honorarium autora z pięciu na siedem kopiejek od wiersza.

Powodzenie Ziemi obiecanej dało możliwość podpisania kontraktu na nową powieść. Chłopów pisał Reymont przez 10 lat w trakcie licznych rozjazdów po całej Europie. Tworzył w wielkim natężeniu, często kosztem własnego zdrowia.

„Co pan najlepszego znów robił? – pytał lekarz, wezwany do autora, pogrążonego w stanie zapaści. „Trzy dni tańczyłem na chłopskim weselu” – odpowiedział pisarz, który właśnie ukończył relację z wesela Boryny. Jednak, przeglądając przed drukiem powieść, znalazł w niej tak wiele mankamentów, iż nakazał wstrzymać publikację. „Zrozumcie, co to za pewnego rodzaju męczeństwo – podrzeć całą prawie książkę – nie skrzywić się i zabrać się na nowo do jej napisania!” – uskarżał się przyjaciołom. Ostateczny rezultat tej tytanicznej pracy przeszedł jednak wszelkie oczekiwania. Potwierdziły to zwłaszcza entuzjastyczne głosy czytelników niemieckich, gdy tłumacz uporał się już z takimi osobliwościami języka polskiego, jak „zbuki” czy „łachmyta”. 



Życiem chłopa rządzą proste instynkty i walka o ziemię żywicielkę.

Ale jednocześnie tkwi w nim godność i niemal królewska duma. Taki obraz mieszkańców polskiej wsi przyniósł Reymontowi Nagrodę Nobla.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz