Rozpoczynały się z Nowym Rokiem, a kończyły w ostatkowy wtorek. Był to jedyny w roku czas „tańców, hulanek, swawoli”.
Panny na wydaniu wkraczały wtedy „na salony”, aby znaleźć mężów, od dworu do dworu pędziły kuligi, a na wsi panowały „szalone dni”.
W rozrywkach zapustnych znaczącą rolę odgrywały kobiety. Huczne zabawy ustawały na chwilę w święto Trzech Króli oraz Matki Boskiej Gromnicznej. Słowo „zapusty” oznaczało albo cały okres od Nowego Roku do Popielca, albo tylko ostatnie trzy dni przed Środą Popielcową.
Zapusty na wsi były okresem ożywionych kontaktów towarzyskich, zbierano się na wspólne skubanie pierza, które kończyło się muzyką i sutym poczęstunkiem. Jednak najweselszy był ostatni tydzień karnawału, od tłustego czwartku do kusego wtorku.
Jedzono wówczas i pito, jakby chciano na zapas zaspokoić apetyt i pragnienie przed nadchodzącym czterdziestodniowym postem. Jak pisał Oskar Kolberg: „do uczty wchodziły koniecznie pączki, na smalcu w domu smażone, lub chrust, czyli faworki, ciastka podługowate, kruche na smalcu smażone”. Na wsi były to również różnego rodzaju bliny, „pampuchy”, racuchy.
Przez ostatnie trzy dni karnawału po wsiach krążyły pochody przebierańców. Były wśród nich postaci znane z kolędowania bożonarodzeniowego: niedźwiedzie, konie, bociany, żurawie, Cyganie, żandarmi itd. Po wsiach obwożono różne wcielenia Zapustu, zapowiadając rychły koniec karnawału. Chodził on od chaty do chaty i składał życzenia, domagając się datków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz