Niektórzy spośród mecenasów Artemisii lubili malarstwo alegoryczne.
Malarstwo zwykle wyobrażano jako piękną kobietę. Lecz na obrazie zawsze towarzyszył tej piękności artysta (oczywiście płci męskiej) patrzący z dumą na swoje dzieło.
Gentileschi postanowiła wszystko zrobić inaczej. W jej alegorii miała pojawić się tylko jedna postać – ona, Artemisia. – Ja jestem malarką … i ja jestem Malarstwem! Po paru próbach odkryła, jak namalować samą siebie przy sztaludze. Użyła luster, dzięki którym widziała się z profilu, z pędzlem, przy płótnie. Nie chciała wyglądać zachwycająco.
Malowanie to brudne zajęcie. Jej rękawy na obrazie są podwinięte, jej włosy w nieładzie – ale co w tym złego? Mężczyźni sądzą, że jedyny rodzaj malarstwa uprawiany przez kobiety to malowanie twarzy! Artemisia zatytułowała swoje dzieło „Autoportret” jako alegoria malarstwa. I ten właśnie obraz chciał od niej kupić Karol I Stuart.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz