Kiedy
arystokrata Ciriaco Mattei zamówił u Caravaggia „Wieczerzę w Emaus”, artysta
uczynił to, co robił już wcześniej na wielkich malowidłach dla rzymskich
kościołów. Wyobraził sobie całą scenę,
jakby rozgrywała się w jego czasach – na przykład w oberży w Rzymie.
Zamiast wzorem większości malarzy przebierać postacie biblijne w zwiewne szaty,
sportretował swoich przyjaciół w ich
codziennym ubraniu. Cóż z tego, że twarze były nieogolone, a kubraki porwane.
Gdyby wydarzenia z Biblii miały miejsce współcześnie, tak by wyglądali ich
uczestnicy. Ludzie mu współcześni narzekali. To oburzające! On maluje uczniów
Jezusa, jakby byli obdartą hołotą! Te zarzuty śmieszyły Caravaggia. – A jak ich
zdaniem wygląda człowiek po całym dniu
spędzonym na zakurzonej drodze? I co oni by zrobili, gdyby ich zmarły
przyjaciel nagle ożył? Namalowałem „Wieczerzę w Emaus” tak, aby wszyscy czuli,
że to się zdarzyło naprawdę. Patrzysz i dajesz wiarę. Czyż nie o to chodzi w
malarstwie?
niedziela, 24 marca 2024
Wieczerza w Emaus - Michelangelo Merisi da Caravaggio
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz